Każdy chyba tak ma, że czasem wszystko jest nie tak. Nadchodzi kres możliwości i załamują się ręce.
No i nic nie wychodzi...
dziś miałam kolejny marny dzień. Nie uszyłam tego co zaplanowałam. Aplikacja kotka wyszła fatalnie, zniszczył się fajny materiał na torbę:( Potem zmartwił mnie lekarz. Kuba wrócił do domu z katarem, a małej jeszcze nie przeszedł bo już tydzień temu się rozłożyła. Opowiadać można by długo, bo same katastrofy w polu widzenia. Jest mi smutno.
wchodzę na FB i widzę zdjęcie noworodka chorego na raka :((((((((((( płakać się chce.
Boli mnie serce kiedy widzę chore dzieci.
W całej mojej sytuacji cieszę się, że moje dzieci żyją i nie są nieuleczalnie chore.
Biorąc to pod uwagę staram się nie załamywać i powtarzać, że cokolwiek się dzieje trzeba się tym zająć i mieć nadzieję, że będzie dobrze. Choć pewnie za dużo oglądam się za siebie i za wiele myślę o tym co może być.
wypuszczam moje smutki w eter niech już nie wracają a Wam życzę udanej soboty i niedzieli i jak najmniej trosk.
buziaki!
Marzec - co robiłam, gdzie byłam.
-
* Leniwie spędziłam marzec, opuszczałam wykłady, dobrze że chociaż na
spotkania grupy rękodzieła jeździłam regularnie. *
*W Dzień kobiet pojechaliśmy do ...
15 godzin temu